Polacy nie gęsi

Recenzja: „Seria niefortunnych zdarzeń tom 12 i 13”

Dwunasty tom serii oznacza nie tylko koniec tułaczki dla rodzeństwa Baudelaire, ale przede wszystkim koniec wspaniałej, choć mrocznej przygody. Jak to się dzieje, że mimo ostrzeżeń autora, by nie czytać tej ponurej i mrocznej serii za każdym razem wracam do niej i świetnie się bawię? Musicie sami się przekonać. 

I oto są. Sieroty Baudelaire trafiają wreszcie do miejsca, gdzie mogą poznać odpowiedzi na nurtujące je od jedenastu tomów kwestie, znaleźć finał wielu spraw. Mają też nadzieję, że wreszcie im też los będzie sprzyjał. W przebraniu boy’ów hotelowych Klaus, Wioletka i Słoneczko w hotelu Ostateczność muszą wykazać się niezwykłą ostrożnością, bo choć spotkali wielu z tych osobników wcześniej, nie mogą być pewni kto przyjaciel, a kto wróg. A od tego może zależeć bardzo wiele. Ku zaskoczeniu dzieci, wszyscy, na których mogli liczyć zawiedli, a im pozostaje postawić wszystko na jedną kartę. 

Tom trzynasty i ostatni już za rogiem i nie mogę doczekać się, gdy poznam finał tej historii. Tylko czy będzie to taki finał, na który czekamy? Czy wszystkie tajemnice zostaną rozwiązane? 

Stwierdzam już teraz, że będę tęsknić za piórem Snicketa i że te jak dotąd 12 tomów to za mało, mimo wszystkich przykrych rzeczy, jakich doświadczają dzieci. Bo na pierwszy rzut oka seria jest groteskowa i absurdalna, ale gdy się przyjrzymy, możemy z niej wynieść opowieść o samotności, o tym, jak wielu ludzi nieczułych jest na cudzą krzywdę i że w wielu sytuacjach dzieci muszą sobie radzić same z problemami. Dlatego czekam na finał z nadzieją na najlepsze możliwe rozwiązanie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *