Nowa książka Anety Jadowskiej wzbudza gorące emocje użytkowników mediów społecznościowych. Oddani wielbiciele stylu autorki przebierają nogami, nie mogąc doczekać się chwili, w której otrzymają własny egzemplarz Dziewczyny z przeklętej wyspy. Oficjalna data premiery książki to 31 października, ale dzięki uprzejmości wydawnictwa SQN Imaginatio otrzymałam ją wcześniej, za co bardzo dziękuję.
Nikita – bohaterka znana z Serii o Nikicie– opuściła Zakon i rozpoczęła pracę na własny rachunek. W chwilach zastoju pomaga w ogrodzie Robinowi, jej partnerowi zawodowemu i przyjacielowi. Kiedy jednak otrzymuje pilny telefon, rzuca wszystko i jedzie do siedziby Zakonu. Na miejscu protagonistka dowiaduje się, że wedle przepowiedni wyroczni jest jedyną osobą, która może uratować Madalę – córkę bogatego biznesmena, Greka Theo Gorgonosa.Tak zaczyna się walka z czasem, ze zmutowanymi potworami Warsa i Sawy oraz przeszłością Nikity.
Mam mieszane uczucia względem Dziewczyny z przeklętej wyspy . Z jednej strony dostarczyła mi ona wielu wrażeń, ponieważ nie mogło być inaczej, gdy w grę wchodziło porwanie młodej, naiwnej dziewczyny obciążonej rodzinną klątwą, a z drugiej strony – rozczarowała mnie nadmiarem tropów rzuconych już na początku powieści. Około sześćdziesiątej strony domyśliłam się zakończenia książki i to mocno rzutowało na dalszą satysfakcję z czytania.
Co więcej, styl Jadowskiej bardzo przypomina mi sposób pisania mojego ulubionego amerykańskiego duetu działającego pod pseudonimem Ilona Andrews – do tego stopnia, że momentami byłam przekonana, że padnie zaraz imię Kate czy Nevada (są to bohaterki Serii o Kate Daniels oraz Ukrytego dziedzictwa ), i naprawdę zaskakiwało mnie to, gdy zamiast nich czytałam o Nikicie. Niektóre aspekty Warsa i Sawy – magicznych miast, w których jest osadzona akcja książek Jadowskiej – są niemal identyczne względem tych opisanych przez Andrews. Widać tutaj bardzo silne inspiracje i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie ich nadmiar. Mimo to fani wspomnianych wyżej serii powinni być zadowoleni.
Tym, co ratuje książkę, jest jej zakończenie. O ile środek powieści wydawał się momentami odrobinę przegadany (szczególnie, że domyśliłam się wielu rzeczy szybciej niż Nikita), o tyle końcówka rzeczywiście jest aż duszna, ciężka od działania oblepiającej wszystko magii,wypełniona akcją i potworami. Na koniec bohaterki mierzą się z własnymi demonami, które sprawiają, że żadna z nich nie będzie już taka, jak wcześniej.
Pojawia się tu też kwestia porywania, a także wykorzystywania kobiet – i to nie tylko Madali. Ze względu na własną przeszłość oraz orientację seksualną, Nikita jest bardzo wrażliwa na krzywdę płci pięknej (jest to stale powtarzający się motyw w powieściach Jadowskiej). Kiedy więc okazuje się, że w Warsie jest więcej ofiar, protagonistka zobowiązuje się do odnalezienia ich i oswobodzenia.
Niewątpliwą zaletą książki są cudowne grafiki autorstwa Magdaleny Babińskiej. Jej ilustracje doskonale oddają klimat powieści, balansując na krawędzi grozy i humoru. Szczególnie podobała mi się opozycja przygotowanej na najgorsze Nikity oraz uśmiechniętego Robina,który jest wiecznym optymistą. Podsumowując, książka jest godna polecenia, aczkolwiek pojawiają się w niej pewne niedociągnięcia czy zbieżności, które osłabiają przyjemność lektury. Mam nadzieję, że kolejny tom Kronik sąsiedzkich , które rozpoczyna właśnie Dziewczyna z przeklętej wyspy, zaskoczy mnie czymś więcej.