Po książce “Każdego lata płakałam” sięgając po kontynuację liczyłam na więcej, niestety nie dostałam tego. W tej książce poznajemy bliżej Charliego oraz to, co z nim się dzieje po wyjeździe Diany do Londynu. Chłopak obiecuje dziewczynie, że gdy tylko poczuje się źle od razu do niej napisze list, natomiast ona jak go przeczyta od razu wróci. Niestety, chłopak oczywiście pisze owe listy jednak żadnego nigdy nie wysyła. Wszystko się zmienia, gdy Diana pojawia się w drzwiach z kartonem dawniej niewysłanych listów. Byłam świadoma, że w tej książce mogą pojawić się listy, jednak 90% książki to same listy przez co bardzo ciężko było mi przebrnąć. Niestety, bardzo męczyłam się podczas lektury, chociaż książka naprawdę miała potencjał. To czego brakowało mi w tej części to dialogów, a nie samych odniesień do nich z listów, oraz emocji z nimi związanych. Jak dla mnie książka powinna zamknąć się w tylko jednej części ewentualnie. Była nudna, tak jakby została napisana na siłę. Samo zakończenie też nie poruszyło aż nadto mojego serca. Liczyłam na więcej fajerwerek zwłaszcza, że historia ku temu dążyła. Sama Diana po spotkaniu (po latach) bardzo mnie irytowała ze swoim niezdecydowaniem oraz graniem na emocjach Charliego. Chłopak był o krok od poznania nowej osoby, która mogła na nowo wnieść trochę światła w jego życiu. Chociaż ich historia zakończyła się happy endem, to wolałabym, aby ich historia jednak zakończyła się zgoła inaczej. To było moje drugie podejście do twórczości Natalii, więc za jakiś czas chętnie sięgnę po inną historię spod jej pióra i mam nadzieję, że zachwyci mnie równie mocno jak “Każdego lata płakałam”.