Polacy nie gęsi

Recenzja: Samantha Boardman „Twoja witalność na co dzień. Jak znaleźć siłę w stresie i szczęście w smutku.”

Chyba nie przepadam za poradnikami. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, czytając książkę, którą otrzymałam od Wydawnictwa Literackiego, a którą dzisiaj mogę zrecenzować. Książka psychiatrki Samanthy Boardman zdecydowanie zalicza się do gatunków popularnonaukowych przewodników, na co wskazuje choćby sam jej podtytuł.Przede wszystkim warto zaznaczyć, że Samantha Boardman to psychiatra pracująca w pozytywnym nurcie psychoterapii. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie skupia się ona w swojej pozycji na leczeniu pacjentów ze zdiagnozowanymi problemami psychicznymi, a raczej na wsparciu pacjentów, którzy zaczynają się uginać pod ciężarem codziennych spraw, zawodowych wyzwań i życiowych zakrętów. To dość istotne, bo rady w postaci: wyjdź na spacer, spotkaj się z przyjaciółmi, zjedz coś dobrego, dużo ćwicz, zdecydowanie nadają się dla przemęczonej osoby, nie są jednak wspierające, gdy rozmawiamy z osobą chorą, w depresji lub wymagającą poważnego, farmakologicznego leczenia. Skoro więc mamy za sobą kwestie formalne i wiemy, że mamy do czynienia raczej ze zbiorem dobrych rad, które mają nam pomóc pielęgnować witalność, możemy przejść do rzeczy.Książkę czyta się raz szybciej, raz wolniej. W moim egzemplarzu niestety brakowało kilku kartek – nie wiem, czy wynika to z wady druku i składu, czy też miałam wyjątkowego pecha, dość wspomnieć, że dostałam egzemplarz zwykły, nie tzw. recenzencki. Szybko czyta się zwłaszcza wtedy, gdy mowa o konkretach: autorka opisuje przypadki ze swojej praktyki zawodowej lub podaje konkretne pomysły na wspieranie się na co dzień w kryzysie. Wolniej zwłaszcza wtedy, gdy wizja świata kreowanego przez autorkę zaczyna przypominać świat według świadków Jehowy, w którym tygrys jeździ na psie i nie ma wśród zwierząt drapieżników. No dobrze, ironizuję, ale oto dlaczego: w idealnym świecie każdy z nas ma czas na poranną jogę, zdrowe, lekkie śniadanie, do współmałżonka odnosi się wyłącznie z uśmiechem, do dzieci z empatią, nie pamięta urazy i gasi stres medytacją. W świecie nie idealnym – czyli naszym – nie da się, niestety, wdrożyć wszystkich tych komponentów zdrowego umysłu, bo albo brak nam czasu, albo chęci, albo druga strona nie ma ochoty, sił i środków na konstruktywne dyskusje. Sądzę więc, że jest tu trochę utopii, jednak by nie być zbyt surową w ocenie, przejdę do aspektów pozytywnych.Jeśli nie wszystkie, warto wdrożyć przynajmniej część rad sugerowanych przez autorkę. Warto pamiętać na co dzień, że są ludzie – rzepy, którzy noszą w sobie urazy i nie mogą o nich zapomnieć, i są ludzie – teflony, po których krzywda spływa. Nie zgadniecie, kto ma więcej witalności? Warto też zapamiętać, że ani telefon, ani komputer, ani telewizor nie są naszymi sprzymierzeńcami i na koniec dnia warto jednak posłuchać muzyki, poczytać książkę lub popatrzeć w kominek, zamiast odpalać kolejny odcinek serialu na Netflixie. No i na pewno trzeba pamiętać, że zamiast patrzeć w lustro, lepiej spojrzeć za okno i porozmawiać z drugą osobą. Czy wymieniłam wszystkie ważne elementy budowania witalności? Być może. Jeśli chcecie sprawdzić sami, przeczytajcie książkę.Komu ją polecę? Na pewno przemęczonym osobom, które za dużo pracują, nie mają energii i ciągle zrzucają winę na jakieś przesilenie. Na pewno komuś, kto nie umie się zrelaksować i nie wie, gdzie szukać inspiracji do życia. Ta książka na pewno będzie dla was fajnym wsparciem; jako poradnik solidnie podparty wiedzą i doświadczeniem autorki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *