Nadszedł czas, gdy przeczytałam kolejna książkę z serii Pieśni Lodu i Ognia. Na początku zaznaczę, że nie mogę się doczekać kontynuacji w wersji ilustrowanej, bo to po prostu majstersztyk. Chociaż Jaime nie doszedł do końca do siebie po ostatnich wydarzeniac,h to postanowił wyruszyć w podróż do Królewskiej Przystani. Gdy w nocy śni mu się, że Brienne grozi niebezpieczeństwo, postanawia zawrócić i w ostatniej chwili ratuje ją z opresji. W tym czasie ludzie Starkow podążaja do Bliźniaków na ślub Tully’ego z Roslin. Podczas podróży Robb wyznaje coś bardzo istotnego swojej matce mówią, że na swojego dziedzica i spadkobiercę chce ustanowić Snowa.Jedna z kilku scen która wywarła na mnie wrażenie to starcie Paula (który nie ukrywajmy, nie był już dawnym sobą tylko stał się, że tak powiem potworem) z Samem, któremu udało się go pokonać z pomocą ognia. Jednak to nie uratowało ich sytuacji bo zjawiły się kolejne stwory. Z opresji ratuje go tajemnicza postać przemieszczająca się na grzbiecie łosia w otoczeniu chmary kruków. Niemniej brutalna i dramatyczna scena podczas zaślubin do tej pory wywołuje u mnie ciarki. Spodziewałam się, że coś się wydarzy zważywszy, że wilkor zachowywał się niespokojnie, jednak nie sądziłam że będzie to taka krwawa scena. Chwilę później pod brama zjawiła się Arya. Zważywszy, że wesele nadal trwa Sandor miał nadzieję na spotkanie z Robbem. Widząc, co się dzieje każe dziewczynie szybko uciekać, ale ta postanawia wejść na drogę gdzie zostaje powalona przez Ogara. Jakby nie mogła zawrócić i po prostu posłuchać i uciec. Byłoby chyba zbyt pięknie. Natomiast, jeśli myślałam, że zaślubiny Sansy były czymś wielkim, wiadomość za kogo ma wyjść pojmana Arya jest okropna. W tym czasie małżeństwo drugiej z sióstr nie układa się najlepiej. Młoda mężatką większość czasu spędza na modlitwie, a Tyrion na przeglądaniu dokumentów, chcąc dać dziewczynie więcej czasu, jednak okazuje się, że nie ma go zbyt dużo bo ojciec wymaga od niego by jak najszybciej spłodził następcę tronu. Można powiedzieć że rozpoczyna się pewnego rodzaju rywalizacja, kto pierwszy spłodzi syna na następcę Winterfell. Druga z większych walk ma miejsce przy Murze gdzie dotarł Snow i poinformował o zbliżającym się zagrożeniu że strony dzikich. Ta część chyba była moja jednocześnie ulubiona jak i najbardziej dramatyczna ze wszystkich do tej pory, które przeczytałam. Zwłaszcza, że zginęło w niej sporo istotnych osób. Gdybym miała zaznaczać każdą śmierć bohatera to na pewno jedno opakowanie znaczników to by było za mało. Trochę się boję tego, co mnie czeka w kolejnej części bo według mnie Martin trochę mocno poszalał uśmiercajac tyle osób. Nadal jestem ogromną fanką Snowa, Aryi i Tyriona. Tak jak przy poprzedniej części tak i teraz mam mieszane uczucia co do Jaimiego. Zaczynam podejrzewać obecność u niego ludzkich uczuć, które w jego przypadku wyglądają co najmniej dziwnie. Ciekawe jak to się rozwinie w kolejnych tomach.