Czy znacie postać Simony Kossak? Jeśli nie, polecam sięgnąć do jej biografii lub poczytać co nieco o tej wybitnej postaci w Internecie. Simona Kossak, z tych Kossaków, wielka, utalentowana, bystra i odrzucona, niezrozumiana, bo inna – mniej więcej tyle mogę powiedzieć na start, by nie poświęcać całego tekstu jej, a skupić się raczej na książce, między innymi o niej właśnie.
Odkąd przeczytałam biografię Simony Kossak (autorstwa Anny Kamieńskiej), z przyjemnością sięgam po wszystko, co się z nią wiąże. Jej książki na tematy przyrodnicze są niezrównane, bo też niewiele jest osób tak oddanych pasji, jak Simona Kossak – kobieta, która żyła w środku Puszczy Białowieskiej i stamtąd, prosto z s tej puszczy serca, opowiadała o swoich najważniejszych, najbardziej wdzięcznych przyjaciołach: zwierzętach.
Kiedy więc nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazała się książka Lecha Wilczka, byłam pewna, że po nią sięgnę (dziękuję wydawnictwu za taką możliwość).
Na początek skupmy się na autorze tej książki. Lech Wilczek to fotograf i pisarz, który razem z Simoną Kossak mieszkał w Dziedzince, czyli leśniczówce w Puszczy Białowieskiej. Właściwie: zamieszkał tam pierwszy, a uroczą i nieco zwariowaną współlokatorkę zaproponowano mu dopiero później. Ich losy połączyły się więc w ten dziwaczny sposób i odtąd stali się parą obserwatorów, przyjaciół, parą w ogóle. On: artysta, samotnik, ona: potomkini największych artystów, naukowczyni. Obydwoje trochę oderwani od tego świata, taka bohema, w dodatku żyjący pośrodku niczego, wyłącznie w otoczeniu przyrody. Czy istnieje coś bardziej niebywałego, niż takie spotkanie?
Książka Lecha Wilczka to przede wszystkim album. Tekst stanowi tutaj uzupełnienie, czasem wyjaśnienie. Trochę jest tutaj narracyjnych opowieści, ułożonych raczej według kolejności wspomnień. Wilczek skupia się tutaj na przedstawieniu własnej wersji historii o życiu z Simoną Kossak, o życiu w Dziedzince i pośród przyrody. Zachwycały mnie obrazy codziennego życia, i to zarówno na zdjęciach, jak i w opowiadaniach Wilczka: tu na łóżku śpi dzik, a obok łóżka leży grzecznie Simona; tu Simona i jej ukochany kruk z dzióbków sobie spijają (dosłownie!); tu na ramieniu przysiada sowa, a w nogach sarenka. Zachwyciło mnie nie tylko, że można tak żyć (choć oczywiście jest to co najmniej niecodzienny sposób życia). Zachwyciło mnie również, że można tak mówić o drugiej osobie, z taką czułością, miłością, ciepłem. W dobie publicznego ekshibicjonizmu, prania brudów za ogromne pieniądze, w dobie, gdy słowa mają wartość tak niewielką, a jednocześnie płaci się za nie ogromne pieniądze, ktoś potrafi tak pięknie wspominać.
Oprócz tego, książka jest po prostu pięknym albumem. Zdjęcia autorstwa Wilczka i Simony Kossak (a także, sporadycznie, innych autorów) stanowią wartość samą w sobie. Dla nich samych (a przypominam, że okraszone są wybornymi anegdotami!) warto kupić tę książkę. Serdecznie ją Wam polecam, jeśli interesują Was historie ousiderów, jeśli kochacie naturę, jeśli lubicie fotografię, lub jeśli chcecie doświadczyć czegoś… innego.