„Ballady Beleriandu” to tytuł, obok którego fani Tolkiena nie przejdą obojętnie. Muszę przyznać, ze wydawnictwo Zysk i Ska zdecydowanie zafundowało najlepszy rok wszystkim „tolkieniarzom i tolkieniarom” pod względem wydawniczym.
Książka ta jest kolejnym tomem serii „Historia Śródziemia”, która to jest jednocześnie zbiorem tekstów odsłaniających przed czytelnikiem kulisy budowania uniwersum, mitologii i legend, ale przede wszystkim w mojej ocenie, ukazujących geniusz Tolkiena. W „Balladach Beleriandu” odnajdziemy dwie, bardzo ważne historie – o dzieciach Hurina oraz Berenie i Luthien. Ktoś zaraz powie – ale halo halo, mamy te opowieści na rynku wydane, nawet w osobnych książkach! Otóż nie wszyscy wiedzą, iż obie legendy z uniwersum Śródziemia powstały przede wszystkim jako poematy. Poszczególne części wierszy są oddzielone od siebie komentarzem, który w rzeczowy sposób objaśnia zagadnienia z tekstu. Jest to moim zdaniem niezmiernie ważne, bo język, którym Tolkien się posługiwał w swoich dziełach nie należy do najłatwiejszych, a uniwersum przez niego wykreowane jest bardziej skomplikowane, niż można by przypuszczać. W „Balladach Beleriandu” widzimy też ewolucję tych poematów, zmiany jakich autor dokonywał z czasem, aby w finalnej wersji dać nam historie, które tak kochamy. Opowieść o Berenie i Luthien jest jedną z moich ulubionych, dlatego możliwość przyjrzenia się procesowi jej powstawania jest niesamowitym przeżyciem.
Zdecydowanie nie jest to pozycja dla osób, które nie czytały wcześniej Tolkiena i nie znają jego dzieł. Jest to mimo całego swojego piękna, zarówno wewnętrznego jak i zewnętrznego, trudna i czasochłonna lektura. Jednak nie żałuję żadnej minuty nad nią spędzonej, bo w Śródziemiu czuję się jak w domu. Tym bardziej nie mogę doczekać się „Upadku Numenoru” i kolejnych tomów! Dziękuję wydawnictwu Zysk i Ska za możliwość przeczytania tego cudeńka!