Jakiś czas temu miałam przyjemność pisać tutaj o książkach Abercrombiego z tej samej serii, a były to: Pół króla i Pół świata. Dwie części tej trylogii bardzo mi się spodobały, nie ukrywam więc, że z radością otworzyłam paczkę od Rebis, w której widniała brakująca część trzecia.
W części trzeciej spotykamy bohaterów znanych nam już z poprzednich dwóch tomów. Oprócz nich jednak pojawią się bohaterowie nowi, nieznani, którzy staną się pierwszoplanowymi. Po przeczytaniu dwóch tomów byłam Abercrombiem dość zachwycona, tom trzeci wskazał mi jednak pewną zależność, jaka występuje w jego książkach i nieco odarł z płaszczyka zachwytu. Nie będę narzekać, bo czytało się doskonale i uważam tę serię za fajną rozrywkę, dobry odpoczynek dla głowy i przyjemną zabawę. Niemniej zauważyłam kilka rys na wizerunku tej powieści, o czym również zamierzam wspomnieć.
Zacznę od tego, że pomysł podkradł autor naszemu Sienkiewiczowi (to żart, oczywiście). Mamy bowiem w każdej części tej trylogii dominującą parę, kobietę i mężczyznę, których losy obserwujemy i którym kibicujemy. Nie są to historie banalne, choć są zdecydowanie miłosno – erotyczne. Napisane w sposób ciekawy i przewrotny, choć fortel stary jak świat (albo jak literatura polska od czasów Sienkiewicza). Także i w tej części znajdzie się więc księżniczka poniekąd zadurzona w swoim rycerzu – z wzajemnością! – choć jak ta historia się potoczy, co się między nimi wydarzy i czy będzie to historia z happy endem, tego wam nie powiem. Powiem jedynie tyle, że choć pomysł na motyw dość znany i oklepany, to możecie być zaskoczeni i raczej nie wpadniecie na to, jak skończy się ów wątek. Ale o księżniczce powiem trochę więcej, bo to postać główna i pierwszoplanowa. A jest ona przedstawiona dość ciekawie, mamy fajny rozwój postaci, dość czytelne motywacje, można wręcz powiedzieć, że obserwujemy, jak księżniczka dojrzewa do bycia królową. Niestety, nie dzieje się to bez konsekwencji dla innych bohaterów: cierpią na tym nasi dobrzy znajomi z poprzednich tomów i o ile postać ojca Yarviego rozwija się bardzo ciekawie, o tyle na przykład autor zarzuca postać Zadry Bachtu i bardzo brakuje mi dokładniejszego jej szkicu w tej części. Podobnie zaniechane są inne postaci i wątki, ale nie mogę zdradzić, które konkretnie, by nie psuć Wam przyjemności z czytania i zbytnio nie zdradzać fabuły. Szkoda, bo miejscami akcja rozpędza się tak, że nie można się od lektury oderwać – dwukrotnie zwrot akcji zmusił mnie do przeczytania kolejnych rozdziałów kosztem wcześniejszego snu. I było warto!
Mimo tych niedociągnięć, które być może wystąpiły już w poprzednich dwóch częściach, ale których zdecydowanie nie widziałam tam aż tyle, polecam Wam przeczytać całą trylogię. Z pewnością jest to lektura bardzo wciągająca, zawierająca mocne zwroty akcji, ciekawie narysowanych bohaterów i dość dobrze opisane uniwersum. Świat Abercrombiego uwodzi i wciąga, to mogę Wam obiecać.