Kiedy po raz pierwszy usłyszałam tytuł nowej powieści Remigiusza Mroza z cyklu z
Komisarzem Wiktorem Forstem, czyli „Widmo Brockenu”, to nie miałam pojęcia, o czym w
ogóle jest mowa. Dla mnie to określenie brzmiało bardzo zagadkowo, a wręcz dziwnie.
Okazuje się jednak, że nie jest to nowe pojęcie. Funkcjonuje on bowiem w górach i
oznacza mamidło górskie, inaczej zjawisko optyczne, polegające na zaobserwowaniu
własnego cienia na chmurze znajdującej się poniżej obserwatora. Nierzadko zdarza się,
że cień takiej osoby jest otoczony obwódką zwaną glorią. Według przesądu, który wymyślił
i spopularyzował taternik Jan Szczepański, osoba, która zobaczy widmo Brockenu, zginie
na górskim szlaku. Aby odczarować zły urok, należy trzykrotnie ujrzeć swój cień na
chmurze. Powoduje to, że już na zawsze taka osoba jest bezpieczna w górach.
Skoro już mamy za osobą definicję pojęcia widmo Brockenu, to warto skupić się na samej
książce.
W najnowszej części cyklu, Wiktor Forst przeżywa naprawdę wiele ciężkich chwil. Z jednej
strony zostaje posądzony o zabójstwo dwóch osób na szlaku, a ponadto prowadzi własne
działania do odkrycia powodów tego morderstwa. Natomiast z drugiej strony widać
wyraźnie, że coś ukrywa. Coś nie daje mu spokoju i tylko z sobie wiadomych przyczyn
postępuje tak, a nie inaczej. Zresztą już chyba zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić,
prawda?
Natomiast prawdziwą bombę zrzucił na czytelników sam autor. A wspomnianą bombą była
współpraca mecenas Joanny Chyłki i nadkomisarza Edmunda Osicy. Ta para to wręcz
mieszanka wybuchowa, a wzajemne dogryzanie sobie tylko powodowało, że książkę
czytało się zdecydowanie przyjemniej. Muszę przyznać, że te słowne pojedynki to była
moja ulubiona część w powieści i nieraz się przy nich śmiałam w głos.
Na szczególną uwagę zasługuje również Zordon, czyli Kordian Oryński, który nie zawiódł
mnie swoją kreacją. Został przedstawiony podobnie, jak w cyklu powieści z Chyłką.
Niestety, w powieści znalazłam kilka punktów, które nie do końca mnie przekonały. Przede
wszystkim jest to fakt, że zbyt mało miejsca zostało poświęcone genezie popełnionej
zbrodni. Przez co mam wrażenie, że nie przywiązano zbyt dużej uwagi do tego, aby
pokazać, dlaczego tak naprawdę doszło do zbrodni. Jak dla mnie wątek był na tyle
ciekawy, że nie pogardziłabym kilkoma informacjami więcej. Myślę, że nie tylko dla mnie,
ale również dla innych pasjonatów historii taki wątek byłby na pewno ciekawy. Natomiast
pozostaje mi jedynie szukanie informacji na własną rękę.
Moim zdaniem, w odróżnieniu od pozostałych części serii, tutaj bardzo szybko został
wykreowany główny sprawca zbrodni. Przez co akcja nie miała szans odpowiednio się
rozwinąć okazała się zdecydowanie mniej trzymająca w napięciu.
Poza tym wszyscy, którzy spodziewali się, że mecenas Joanna Chyłka da popis swoich
oratorskich umiejętności na sali sądowej, mogą czuć się zawiedzeni, ponieważ na kartach
tej części żadne wydarzenia nie rozgrywają się w sądzie. Góry mają pierwszeństwo i to
wśród nich rozgrywają się najważniejsze wydarzenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytało się bardzo dobrze. Myślę, że fani zarówno
Chyłki, jak i Forsta będą może nie w pełni zadowoleni, ale przynajmniej ukontentowani.
Osobiście książkę „pochłonęłam” w dwa wieczory i już nie mogę doczekać się kolejnej
części.