Jakiś czas temu jedna osoba z naszej książkowej rodziny rzuciła mi wyzwanie. Powiedziała “Ja przeczytam Grę o Tron, a ty przeczytasz coś mojego”. Ten kto mnie zna wie, że nie potrafiłam nie podnieść tej rękawicy, zwłaszcza, że książki Georga R.R Martina są dość trudne i zawiłe, a moja przeciwniczka czyta książki mniej wymagające skupienia. Właśnie dlatego musiałam przeczytać Bridgertonów, a wydawnictwo Zysk dało mi taką możliwość.
Po przeczytaniu zaledwie kilku stron wiedziałam już, że to nie jest mój gatunek, ponieważ nie czytam romansów oraz jestem osobą, która co nieco wie o historii, obawiałam się więc, że tło historyczne doprowadzi mnie do szału. Na szczęście autorka Julia Quinn zatroszczyła się o moje nerwy i nie umieściła tam żadnego tła historycznego. Dlaczego na szczęście? Bo po przeczytaniu tej historii jestem pewna, że autorka nie ma pojęcia o zwyczajach panujących w XIX wieku. Oczywiście rozumiem, że książka miała być tylko inspirowana XIX wiekiem, ale nie. Zachowania postaci są tak absurdalne, że wręcz śmieszne. To ma tyle wspólnego z historią, ile serial Nastoletnia Maria Stuart. Mimo wszystko bardzo się ubawiłam, więc jak dla mnie komedia wyszła świetna.
Każdy rozdział rozpoczyna się notką z Kroniki Towarzystwa Lady Whistledown, brakowało mi tam tylko jednej rzeczy a mianowicie – XOXO Gossip Girl. Czytając to wręcz byłam pewna, że gdzieś to się pojawi, tak bardzo czułam inspiracje tego serialu. Wyłapałam jeszcze jeden motyw, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo zostało zrobione to nieudolnie – “Duma i Uprzedzenie”. Główna bohaterka chce być silną i niezależną kobietą, ma swoje zdanie, niczym Elizabeth Bennet. Niestety w momentach gdzie Panna Daphne dyskutuje z księciem nie ucina tej wymiany zdań jakby zrobiła to Elizabeth, dlatego dialogi stają się za długie, a moment gdzie można zbudować to “napięcie” między bohaterami mija. Jednak Panna Bridgerton zaczyna spotykać się z księciem w ramach jakiejś dziwnej koncepcji, ale nie mogą być razem bo… No właśnie dlaczego?! Ten pomysł mnie rozbroił, ale pomińmy to. Główny bohater, jest dość wyniosły, nawet oziębły i uparty (na początku przynajmniej). Zmienia jednak swoje postanowienia oraz zamiary z miłości. Ta zmiana zdania zachodzi tak szybko, że nawet nie jestem pewna kiedy i dlaczego książę je zmienia. Nie bije się z myślami, nic. Najpierw wielka kłótnia, a chwile później już “tak bardzo cie kocham” czy to ma jakiekolwiek przełożenie na realia? W książce mamy również zdziwaczałą matkę, która bardzo chce wydać swoją córkę za mąż oraz zwariowaną rodzinkę.
Przeczytałam i wiem, że nic tego nie wyniosłam, choć nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, bo przynajmniej się uśmiałam, ale zdecydowanie nie mogę stwierdzić, że to coś dla mnie. Nie jestem pewna czy chce sięgać po kolejną część, kto wie, może kiedyś, żeby się jeszcze pośmiać, bo to jedyne co moim zdaniem wyszło Pani Quinn. Pamiętajcie jednak, że to tylko moje zdanie i nie wszyscy muszą się z nim utożsamiać