Czy kiedy jesteś Bogiem, to czy apokalipsa może pójść nie tak? Owszem, może, i to bardzo. Trzeci tom Areny Dłużników doskonale to obrazuje. Co więcej, Zek nie zawsze korzysta jak trzeba z posiadanej wiedzy. Nie ważne, że to nie jest jego pierwsza apokalipsa – przecież jest tylko człowiekiem, prawda? Zawsze może coś spieprzyć, bardziej lub mniej koncertowo. Zek zazwyczaj bardziej. Rebelia rozkręciła się na dobre, a Zek…cóż… traci poczucie czasu, bo rwie mu się film. Nie, nie, nie dlatego że pije – tak po prostu. Rebelia więc wymyka się spod kontroli, a Zek zmierza tam, gdzie czuje, że będzie w stanie naprawić wszystko – do domu. Muszę oddać autorowi, że doskonale buduje napięcie, wrzuca dynamiczne akcje z zaskoczenia i wywołuje w czytelniku szereg najróżniejszych emocji, pełną paletę. Od zainteresowania, przez fascynacje, śmiech do rozpuku i łez, poprzez totalny wk**w, aż do momentu, gdzie łezka zakręci się ze wzruszenia. Smutny, zniszczony świat, rozsypujący się coraz bardziej, prześladowany przez wysłanników Góry, ludzie próbujący jakoś w tym bałaganie żyć i w tym wszystkim On – Ezekiel, były komornik na usługach Góry, zwykły człowiek i sama Góra w jednej osobie. Nie ukrywam, że pokłady inwektyw względem Michała Archanioła i Szemizjasza są po prostu niewyczerpywalne, a doprawione tekstami i odniesieniami do świata współczesnego, tego Przed, rozłożą na łopatki nawet tych, co zawsze wygrywali w Pomidora. Z wielką przyjemnością sięgnę po ostatni tom i dziękuje Polacy nie Gęsi i Fabryce Słów za możliwość pokochania tego uniwersum i poznania go. I Michałowi Gołkowskiemu też dziękuje, na pohybel Górze!