Tuż przed świętami trafiła w moje ręce wspaniała przesyłka od wydawnictwa Wilga. Opakowanie, z którego wystawał czerwony fragmencik wełny, zainteresowało nie tylko mnie, ale również najmłodszego członka naszej rodziny, a nawet kota (ten ostatni od razu uznał, że zawarty w paczce motek czerwonej włóczki z pewnością jest prezentem właśnie dla niego). Dodatkowo oprócz samej książeczki i motka czerwonej włóczki paczka zawierała również piękną pocztówkę, ilustracją nawiązującą do tematyki książeczki. Na wstępie muszę więc docenić pomysłowość wydawcy w kwestii formy tej paczki!
Jeśli natomiast chodzi o samą książeczkę, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona zarówno pomysłem, jak i wykonaniem. To połączenie opowieści o wartościach z wciągającym wątkiem detektywistycznym – tyle, że dla najmłodszych czytelników. Pewnemu kotkowi ginie bowiem jego ulubiona zabawka, wełniany, czerwony motek. Nasz dzielny bohater, mimo chwil zwątpienia i lęku, udaje się więc w pogoń za motkiem, przemierzając miasta, morza i pagórki. Razem z kotkiem przemierzamy kolejne strony, podziwiamy wspaniałe krajobrazy i szukamy zguby, która w finale znajdzie się w łapkach pewnego nieznajomego… Co bowiem może być lepsze od znalezienia zaginionej zabawki? Znalezienie jej w rękach nowego przyjaciela!
Tym, co zasługuje na szczególną uwagę w tej książeczce, są przepiękne, oryginalne ilustracje autorstwa Ewy Poklewskiej – Koziełło. Niejednoznaczne, proste, dziecinne, ale nie infantylne; namalowane w zachwycających barwach i ciekawą kreską, przenoszą nas w czasem zaskakujący, a czasem lekko straszny świat głównego bohatera. Myślę, że warstwa wizualna zachwyci dorosłych, a najmłodszych zajmie szczegółowością obrazków.
Ciekawie prezentuje się również opowieść o przygodach kota i urocza, ciepła puenta płynąca z całej historii. Jeśli coś mi zgrzyta w tekście tej książeczki, to może czasem dobór słów na określenie uczuć, które kotek nazywa na każdej stronie: nie do końca pasują mi niektóre frazy („Czuję się zdziwiony”, „Czuję się pewny” – czy nie lepiej byłoby: „Jestem zdziwiony”, „Jestem pewny”?). Rozumiem zamysł, według którego dziecko wraz z głównym bohaterem poznaje uczucia – to dlatego kot mówi konkretnie, jak się czuje, a nie jaki jest. Może jednak uwaga ta wynika z mojego zbyt „purytańskiego” podejścia do języka, a inni czytelnicy nie zwrócą na ten drobny językowy zgrzyt uwagi.
Serdecznie polecam tę sympatyczną książeczkę jako prezent dla najmłodszych czytelników. Sądzę, że sprawdzi się już przy półtorarocznym lub dwuletnim dziecku. Myślę, że na obecnym, bardzo już sytym rynku książeczek dziecięcych, jest to pozycja oryginalna, ciekawa i wartościowa!