Polacy nie gęsi

Recenzja: M.Halski, D.B. Foryś „Miłość w czasach rozkładu”

Okej, autorzy ostrzegali, że książka jest dziwna. Dziwna to chyba jednak mało powiedziane, bądź mam nieco inną skalę „dziwności” niż autorzy „Miłość w czasach rozkładu”.

O ile mam już za sobą dwie książki Marcina Halskiego i wiedziałam, czego mniej więcej mogę się spodziewać pod kątem językowym, to nigdy nie miałam do czynienia z twórczością D.B. Foryś. Ten duet zafundował nam książkę, które ja nazywam mianem „fantastycznego pierd*£nika” czyli książkę, gdzie znajdziemy wszystko, dosłownie wszystko, nawet…KADROWĄ.
Ale od początku.

Verina, jak wiele pozbawionych mocy wiedźm, jest pod stałą opieką rycerza Zakonu, Rejnara. Wbrew wszelkiej logice między parą zawiązał się gorący romans. W świecie bez magii, zwłoki zmieniają się w trującą mgłę. Jednak wiedźmy czują, że dzieje się coś niedobrego, zwołują zatem sabat. Kontakt się urywa, a na świat zaczynają wysypywać się potwory, których nikt nie widział od czasów Mrocznych Wieków. Nawet najlepiej wyszkoleni rycerze nie są w stanie zatrzymać tej plagi zielonych poczwar. Verina jako pierwsza odczuwa wracająca moc, ale wszystkie wiedźmy wiedzą co to znaczy – skoro wraca magia, wrócił też ON. Sprawca wszystkich problemów w Mrocznych Wiekach. Kim on jest, gdzie on jest? Jak zatrzymać plagę potworów i jak uratować świat? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie, oczywiście, w „Miłość w czasach rozkładu”.

Na początku lektura szła mi bardzo opornie. Choć książka ma raptem 300 stron, pierwsze 130 to była istna „krew z nosa”. Mało, że książka ta nie jest do końca tym, co ja uważam za fantasty, to jeszcze na dzień dobry dostałam dość szczegółowe sceny erotyczne. Na mnie sceny erotyczne w książkach z reguły działają odrzucająco, niczym na samca alfa skarpetki rajstopowe znane jako „antygwałtki”. Fantastyka napisana niefantastykowym językiem i nawiązaniami do popkultury nie jest dla mnie nowością, ale w połączeniu z gorącym romansem już tak. Tu jest mix naprawdę wszystkiego – mamy fantasty rycerskie z magią, potworami, zakonem; romans i erotyk; czasy współczesne wplecione w zamierzchłe; popkulturę i tą cholerną kadrową. Serio, na końcu chciałam ją w końcu poznać, a gdy już się ujawniła, rozwaliła system, jak to kadrowa.

Wydaje mi się, że autorzy podeszli do książki z dużym dystansem i humorem i generalnie, ma ona za zadanie pokazać czytelnikom, a może bardziej autorom – zamysł wydawnictwa Nie Powiem. Ta nowa komitywa, że tak powiem, wydawnicza jako cel ustanowiła sobie umożliwienie aspirującym autorom, których książki z różnych powodów zostały odrzucone, wydanie ich dzieła. Z naciskiem na „jakkolwiek popaprany by ten pomysł nie był”. W zamyśle ma to dać możliwość wyjścia na rynek wydawniczy książek, które nie mogłyby ukazać się gdzieś indziej, dzieł, które do tej pory były niszowe i nie miały szansy wyjść z cienia. Zdecydowanie „Miłość w czasach rozkładu” to właśnie przykład takiej książki, która w mainstreamowym wydawnictwie być może nie miała by szans na wydanie, a tak trzymam w rękach jeszcze ciepły egzemplarz (i zajebiaszczy magnesik!).

Czy była to zła książka? Na początku wydawało mi się, że tak, nie mogłam się wgryźć. Potem poszło już szybko, wręcz ekspresowo. Nie jest to mój gatunek literacki, jeśli to jest jakiś gatunek szczerze mówiąc (po co w sumie te etykietki?), ale koniec końców lektura była przyjemna i parę razy parsknęłam śmiechem. Świetny sposób na odskoczenie od tradycyjnej, ciężkiej fantastyki. Polecam? Tak! Ale narazie podziękuje za książki ryjące beret.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *