Polacy nie gęsi

Recenzja: Kassia St Clair „Sekrety kolorów”

Hmm… powiem tak – trudno mi będzie ocenić książkę, gdyż każdy kolor zawarty w niej posiada własną niepowtarzalną historię i nie jest to wywód na kilka zdań w przypadku recenzji, ale spróbuje ogarnąć to na podstawie kilku przykładów.

            Książka brytyjskiej dziennikarki Kassii St. Clair, choć pokusiłbym się tu o określenie „detektywa ds. Kolorów”, jest taką kwintesencją zbioru najbardziej pożądanych i najbardziej niezwykłych kolorów, jakie ludzkość do tej pory wynalazła. Dosłownie!

            Każdy z rozdziałów opowiada niesamowitą historię, począwszy od kolorów białego i czarnego, poprzez czerwony czy niebieski aż po zielony, fioletowy i brązowy. Każdy z nich inaczej jest postrzegany przez osoby ze względu na płeć czy zawód, który wykonuje. Większą bazę kolorów w swojej głowie mają chociażby graficy czy artyści na co dzień wykorzystujący je w swojej pracy.

„Zatem światło to kolor, a cień jest jego brakiem”

[J.M.W. Turner, 1918]

            Zanim faktycznie przejdziemy na dobre poznawać kolory, mamy pełny zakres wiedzy o barwie czy ogólnie o świetle, które odgrywa dużą rolę w postrzeganiu kolorów. Dowiemy, się jak to jest z tym łączeniem kolorów i dlaczego z połączenia farb jest czarny, a przy kolorowym świetle wyjdzie biały. Głośno o tym się nie mówi, ale występuje w naszej rzeczywistości „polityka koloru”, czyli pewna niechęć do jego stosowania. Czy to dobrze czy nie sami ocenicie czytając książkę. Ale nie chce wam tak wszystkiego opisywać, bo musi zostać jeszcze nutka tajemniczości.

            Nie mogłem przejść obojętnie i nie opisać tu postrzegania kolorów ze względu na płeć. Dając pstryczka w nos facetom, którzy „tylko teoretycznie” rozróżniają mniej kolorów w stosunku do Pań – co jest zwykłą głupotą, bo książka udowadnia, że panie nie starają po prostu dostrzec ich głębi. A tymczasem przechodzimy do waszych kolorów, które wybraliście w głosowaniu na IG,  by o nich wspomnieć. Będzie krótko i treściwie, bo jest ich tak dużo, że mi było ciężko wybrać z „tylko” 75 kolorów.

            Określenie „żółty” w Chinach odnosi się głównie do pornograficznych druków, choć z drugiej strony świata historyk sztuki Brijinder Nath Goswamy opisał go jako bogaty, świetlisty kolor, [który] spaja rzeczy, podnosi na duchu i wywołuje wizje”. Natomiast angielskie określenie „yellow journalism” (żółte dziennikarstwo) oznaczał krótko – brak zahamowań i pogoń jedynie za sensacją, nie zważając na to wokół się dzieje i komu to szkodzi. Inne kolory „żółtego” to najważniejszy dla wszystkich złoty, blond czy żółcień chromowa.

            Jednym z odcieni białego jest kolor „kredy” i powstaje z morskiego mułu na dnie oceanu co przez miliony lat… bla bla bla – prowadzi do powstania skały złożonej z węglanu wapnia. Do rzeczy! Głównie wykorzystywany w sztuce, ze względu na właściwości zagęszczenia i nadawania farbom większej objętości – efekt 3D, który można dostrzec przy starych obrazach. Stosowana niegdyś jako warstwa podkładowa. Przyczyniało się to do mniejszej degradacji, szczególnie fresków. Inne odcienie „białego” to chociażby popularne srebro, kość słoniowa czy beż.

            Kolejną kolorem wybranym jest „szafran” i tu nie będę opisywał historii co do uprawy Crocus sativus – krokusów siewnych, bo po tą informację zapraszam do książki – a wiedzcie, że jest o czym czytać. Sam kolor położony jest między żółtym i pomarańczowym. Znany m.in. z szat mnichów buddyjskich i tu taka ciekawostka. Budda zastrzegł, że jedynym sposobem farbowania szat jest barwnik pochodzenia roślinnego, ale niestety nie może być to szafran tylko tańszy zamiennik jak ostryż czy chlebowiec różnolistny. Jako dowód ekstrawagancji można przytoczyć tu historię Kleopatry, która powszechnie używała go w dużej ilości jako dodatek do kąpieli. Inne kolory „pomarańczowego” to chociażby znany wszystkim bursztyn, rudy czy minia.

            Kolejnym kolorem jest „czarny”, a przybliżę wam trochę informacji o odcieniu „kajal”. Jest to substancja znajdująca się w pojemniczkach o różnym kształcie, która pełniła funkcję „makijażu”, gdyż wszyscy – od faraonów po fellachów obrysowywali nią kreskę wokół oka. Mieszanka ta, w zależności od zamożności, była robiona z mieszanki sadzy i tłuszczów, aż po galenę mieszaną z minerałami. Głównie nanoszona piórem lub palcem.

Najlepsze możliwe oznaczenie koloru to takie, gdy nikt, kto go widzi, nie wie, jak go nazwać”

[John Ruskin, 1859]

            I tak tych kolorów można wymieniać i wymieniać w nieskończoność, bo mimo iż mamy tu opisane 75, to na końcu możemy znaleźć w skrócie opisane co najmniej drugie tyle. Ale mimo to zawsze znajdzie się kolor taki, którego tu nie będzie, jak powstały niedawno Vantablack 2.0 – najczarniejszy czarny jaki istnieje, pochłaniający 99,965% światła.

            Każdy, kto chce choć w pewnym stopniu poznać historię kolorów, musi sięgnąć i samemu poznać, co w trawie piszczy. Tu jedynie na szybko mogłem wam przybliżyć „Sekrety Kolorów”, a powiem wam, że niektóre z nich to są dopiero ancymony. Nie jest to także jak każdy myśli książka dla grafików czy artystów, a jest dla każdego.

            Co do samej książki, bo o niej zapomniałem. Twarda, szara oprawa z wykończeniem matowym ładnie współgra. Imitacja dziurkowanej kartki z podłożonym pod spodem kolorem, zrobiło tu ogromną robotę i do tej pory budzi u mnie podziw. We wnętrzu wita i żegna nas tęcza. Całość dopełnia kolorowe wykończenie kartek, co niby wizualnie miało dobrze wyglądać, ale i ułatwia też szukanie odpowiedniego koloru. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *