“Zaginiony symbol” to trzecia część o przygodach Roberta Langdona. Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Sonia Draga.
Niestety jest to chyba najgorsza część o przygodach profesora Harvardu jaką do tej pory czytałam, a może po prostu byłam już zmęczona Brownem.
Robert zostaje zaproszony przez swojego przyjaciela do Waszyngtonu gdzie ma wygłosić prelekcje o jednym ze swoich ulubionych tematów Masonach, na miejscu okazuje się jednak, że jego przyjaciel został uprowadzony, a Langdon aby go uratować musi odkrywać pradawną tajemnice. „Wiedza to potęga. Właściwa wiedza pozwala ludziom dokonywać cudów, dzieł niemal boskich.
Nie twierdzę oczywiście, że ta książka była zła, po prostu nie przekonała mnie do siebie tak bardzo jak pozostałe. Tak jak poprzednie części pozwala nam lepiej zrozumieć świat symboli oraz przekonać się, że nasze postrzeganie zostało zmienione na przestrzeni lat i otworzyć nam oczy. Pozwala inaczej spojrzeć na śmierć, bo nie ma życia bez śmierci, ona gdzieś na nas czeka i czczenie jej nie oznacza od razu szatanizmu, tylko zaakceptowanie jej. Śmierć przyjdzie po każdego z nas prędzej czy później, możemy udawać, że nas to nie dotyczy, ale jeśli pozwolimy dotrzeć do nas tej myśli okaże się, że łatwiej nam będzie docenić to co jest tu i teraz, cieszyć się z tego co mamy i bardziej doceniać każdy dzień. Nie odkładajmy życia na później, bo później może nie nadejść.
Oczywiście polecam tą książkę każdemu, kto jest fanem tajemnic i kto chciałby sie dowiedzieć więcej o sekretach Waszyngtonu i nie tylko. Dajcie tylko znać czy robicie maratony z tym autorem czy może potrzebujecie odskoczni.