Polacy nie gęsi

Recenzja: Alessandro Alciato, Andrij Szewczenko „Szewczenko. Moje życie, moja piłka.”

Dobra. My, dzieciaki urodzone w latach 90 i trochę wcześniej nazwisko Szewczenki przyjmujemy z uśmiechem. No bo tak na poważnie – pokażcie mi jedno boisko w tym kraju, na którym obok Ronaldo (nie Cristiano!), Kluiverta, del Piero czy Zidana nie było nazwiska Szewczenki na piłkarskich koszulkach z bazarku. Będzie bardzo trudno znaleźć! 

Bo kim jest Szewczenko? Właściwie, to był takim dzieckiem jak moje pokolenie. Zakładał koszulkę, zniszczone trampki, piłkę pod pachę i zasuwał na boisko. Wszyscy przecież kiedyś grali w piłkę, nie? A pamiętacie kłótnie o to, kto będzie Ronaldo, jak się powtarzały koszulki? 

Andrij miał ogromne szczęście, że jego talent został tak szybko odkryty. Młody zawodnik już pod koniec lat 90′ był znanym nazwiskiem nie tylko w Ukrainie. Wielu z nas, niezwiązanych na co dzień z piłką i niezainteresowanych tematem Szewczenkę kojarzy przede wszystkim jako tego, którego zatrzymał Jurek Dudek, w meczu z Liverpoolem, a Dudek dance był hitem powtarzanym na boiskach. Może jednak nie wiecie, że Andrij wcale nie miał być piłkarzem, a właściwie miał być wojskowym. 

Choć ta biografia to kolejna historia sukcesu odniesionego przez zwykłego chłopaka z podwórka, jak w przypadku Messiego czy Maradony, to tak ten proces wygląda – tu liczy się talent. W piłkarskim świecie Andrij Szewczenko jest sportowym bohaterem Ukrainy. Wcale mnie to nie dziwi. W obliczu ostatnich wydarzeń wszystkie fakty o Andriju dostają pikanterii, jak choćby zakończenie jego kariery piłkarskiej ale i preferencje polityczne. W zeszłym roku zakończył pracę selekcjonera reprezentacji narodowej Ukrainy, a słuchy chodziły, że zajmie fotel selekcjonerski w Polsce. Tak się nie stało. Po 10 latach od wspólnego, polsko-ukraińskiego Euro, gdzie Andrij zakończył karierę piłkarską (po meczu z Anglią na Donbas Arena – lekkie ciary, co?) znowu w takim duecie stajemy do walki. 

Ta biografia jest świetną lekturą właśnie dla ludzi mojego pokolenia i tych, którzy żyją piłką. To są wspomnienia nie tylko Szewczenki, ale tamtych czasów, które już były (bo teraz to nie ma czasów). Zresztą, kto z nas nie lubi poczytać historii z typu „od zera do milionera”?. 

Monika Banaszyńska

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *